Świadectwa

ulica-1-copyBóg jest zawsze gotowy, aby pomóc człowiekowi. Raz to widzimy, innym razem pozostajemy ślepi. Ma On jednak skuteczną maść na nasze oczy, abyśmy to dostrzegli.

Zapach nieba

Czasami jeżdżę do rodziców, aby się zrelaksować i odpocząć od codziennej bieganiny i obowiązków. Tym razem byłem przygnębiony i nic mnie nie cieszyło. Nie pocieszało mnie dobre jedzenie, przygotowane przez mamę na mój przyjazd, ani filmy. Nie miałem siły na czytanie Biblii. Czułem się wypalony.

Był niedzielny poranek. Brakowało chleba na śniadanie. Pojechałem do supermarketu. Ulice były puste. Miasto sprawiało wrażenie wymarłego i ja tak się czułem wewnątrz. Myśl o odwiedzeniu kogoś czy pójściu na basen nic nie zmieniała. Brak perspektyw na zmianę tego stanu było dodatkowym źródłem przygnębienia.

Gdy wychodziłem ze sklepu zobaczyłem człowieka. Stał patrząc się w przestrzeń. Nie wyglądał na takiego, który gdzieś chce iść, albo który na kogoś czeka. Coś się we mnie obudziło. Dostałem przekonanie, aby do niego podejść i porozmawiać.

Piotr był głodny, bo z powodu braku pracy zwyczajnie nie miał pieniędzy ani na jedzenie, ani na czynsz i rachunki. Nie żalił się, ani nie żebrał. Spokojnym głosem stwierdził fakt.

Wysłuchałem jego opowieści i zaproponowałem mu modlitwę. Chętnie się zgodził. W jej trakcie odczułem zapach i smak nieba. Bóg przypomniał mi skąd jestem i po co żyję. Ogarnęła mnie wielka radość. Z pasją modliłem się za Piotra i wiedziałem o co. Jego też ogarnęła fala szczęścia i nadziei. W trakcie modlitwy zrozumiał co ma zrobić. Kupiłem mu jedzenie i dałem pieniądze na opłatę, aby mogli włączyć mu prąd.

Tam przy sklepie, na zwykłej ulicy, w mocy objawiło się Królestwo Boże. Do domu wróciłem pełen energii i duchowego głodu. Pragnąłem więcej Boga w moim życiu.

Dobra rzecz

Tego dnia mieliśmy z żoną odwiedzić naszą ciocię na Żoliborzu. Było piękne, ciepłe popołudnie. W pobliskim parku spacerowali szczęśliwi ludzie z krzyczącymi z radości dziećmi. Przy pustej ulicy stała smutna kobieta. Miała spuszczony wzrok. Żebrała. Było widać, że wstydzi się tego co robi. Zatrzymałem się przy niej. Opowiedziała mi o swoim chorym dziecku. Słuchałem jej. Pomimo, że brzmiała wiarygodnie i nie miałem podstaw, by jej nie wierzyć, zastanawiałem się czy jest możliwe, że to tylko gra po to, aby zdobyć pieniądze.

Na koniec dałem jej pieniądze na leki. Sporą kwotę. Miałem przekonanie, aby to zrobić. Akurat wtedy przeszedł jakiś człowiek. Kiedy już od niej odchodziłem. On, który był przede mną odwrócił się i głosem pełnym autorytetu powiedział mi, patrząc prosto w oczy:

– Dobrze Pan zrobił!

Po czym odwrócił głowę i szybkim krokiem poszedł dalej. Ciarki przeszły mi po plecach, a potem byłem szczęśliwy.

Maciej Strzyżewski

 

Dodaj komentarz