253 Spotkanie

„Będę Cię sławił, Panie, z całego mego serca, bo usłyszałeś słowa ust moich. Będę śpiewał Ci wobec aniołów. Oddam Ci pokłon ku Twemu świętemu przybytkowi. I będę dziękował Twemu imieniu za łaskę Twoją i wierność, bo wywyższyłeś ponad wszystko Twoje imię i obietnicę. Kiedy Ciebie wzywałem, wysłuchałeś mnie, pomnożyłeś siłę mej duszy. Wszyscy królowie ziemi będą Ci dziękować, Panie, gdy posłyszą słowa ust Twoich i będą opiewać drogi Pańskie. Prawdziwie, chwała Pańska jest wielka!” (Ps 138,1-5).

– Jestem z Finlandii. Nie rozumiem o czym mówicie, ale czuję, że dzieją się tutaj ważne rzeczy. Niech Bóg Was błogosławi! – powiedział mężczyzna, który z żoną przypadkowo przechodził obok.

Dwóch młodych mormonów z USA przystanęło obok. Powiedzieli, że zetknęli się już z Kościołem Ulicznym w innym mieście. Ci młodzi ludzie należą do grupy wyznaniowej bardzo zbliżonej w podejściu do świadków J. Bardzo trudno się z nimi rozmawia, bo mocno wierzą, że tylko oni są wybrani przez Boga, w związku z czym tylko oni mają prawdę i intensywnie o tym przekonują napotkanych ludzi. Jednak dzięki łasce Pana udało się z nimi fajnie porozmawiać.
– Ale się cieszę, że was spotykam. Bardzo lubię Amerykanów i bardzo lubię mormonów – zacząłem. – Często słucham One Voice Choir i the Piano Guys (mormoni) – dodałem z entuzjazmem, a chłopcom natychmiast otworzyły się szeroko oczy i z nadajników zamienili się w odbiorniki.
– Poza tym jeden z waszych braci grał u mnie na ślubie. Bardzo lubię mormonów – uśmiechnąłem się z sympatią. W tym momencie nie byli już tymi z drugiej strony barykady, ale przyjaciółmi. Wtedy miałem możliwość opowiedzenia im o Bogu, jakiego jeszcze nie poznali, Tego, który jest żywo obecny, który działa w mocy tam, gdzie ludzie szukają Go z otwartym sercem, bez względu na grupę religijną, do której przynależą. Słuchali uważnie, ale ostrożnie. Opowiedziałem im kilka świadectw, które sprawiły, że ich oczy otworzyły się jeszcze szerzej. I to było było cudowne, bo było widać, że w tym momencie przestali odgrywać rolę misjonarzy, a zaczęli być normalnymi, otwartymi ludźmi, z którymi po partnersku się rozmawiało. I o to w Królestwie Bożym chodzi, aby być wolnym i w radości budować relacje z ludźmi.

Zaczął padać deszcz. Zwinęliśmy sprzęt, ale nie mogliśmy się rozejść, bo jeszcze się pomodliliśmy, bo jeszcze ktoś podszedł, bo jeszcze o coś zapytał. Mężczyzna, który się przyglądał zaczął rozmawiać. Poprosił o modlitwę. Duch Święty dotknął go tak mocno, że upadł na kolana. Tam na chodniku. Taksówkarz przyglądający się temu, co się z nim działo powiedział, że są to mocne sprawy. Spotkanie trwało jeszcze przez ponad godzinę, nieoficjalnie, pod drzewem. Chwała Bogu!