283 Spotkanie

„Szczęśliwy ten, kto myśli o biednym i o nędzarzu. W dniu nieszczęścia Pan go ocali. Pan go ustrzeże, zachowa przy życiu, uczyni szczęśliwym na ziemi i nie wyda go wściekłości jego wrogów. Pan go pokrzepi na łożu boleści. Podczas choroby poprawi całe jego posłanie” (Ps 41,2-4).

Sytuacja w kraju jest dramatyczna. Ogarnia nas coraz większy paraliż życia społecznego. W tych trudnych warunkach szczególnie czujemy się zobowiązani do zatroszczenia się o tych, którzy znaleźli się w wyjątkowo trudnej sytuacji – osoby bezdomne. Kolejne inicjatywy, które zostały powołane, aby im pomagać zostają zamknięte. Zachowując wszystkie normy bezpieczeństwa wyjechaliśmy na ulicę, aby im pomagać.

Spotkanie zaczęliśmy Wieczerzą Pańską (komunią) w naszej kościelnej karetce. Jezus umarł za nas, abyśmy żyli życiem w pełni, w powołaniu i bez lęku.

Już tydzień temu trudno było nam karmić ludzi bezdomnych na ulicy. Gdy głowiliśmy się jak rozwiązać problem posiłków dla potrzebujących w tym tygodniu, zadzwoniła Ania i zaproponowała, że ugotuje zupę. W pierwszej chwili nie wiedzieliśmy jak ją rozdawać w obecnych restrykcyjnych warunkach. Rozwiązanie się jednak znalazło. Udało się nam zdobyć odpowiednie pojemniki i termos do ich przewiezienia. Gdy pojechaliśmy odebrać zupę okazało się, że przygotowywała ją licealistka wraz rodzeństwem. Kochane, pracowite dzieciaki przejęły się losem ludzi żyjących na ulicy do tego stopnia, że przez trzy godziny gotowały dla nich zupę. Marysia pojechała razem z nami, aby ją rozdawać. Wiele osób wróciło do naszej kościelnej karetki, aby podziękować za pyszny posiłek.

Kiedy Robert przyszedł do nas po raz pierwszy, był w bardzo złym stanie. Cały drżał. Jego serce pracowało jak rozklekotane zawory w starym dieslu. Z trudem jadł zupę. Dzień wcześniej wyszedł ze szpitala, do którego trafił ze sklepu, w którym stracił przytomność. Na oddziale spędził dwa tygodnie. W tym czasie wyrzucono go z pracy i z mieszkania. Był w takim stanie fizycznym i psychicznym, że nie potrafił się skontaktować ani z szefem ani z najemcą. Jego telefon i wszystkie dokumenty znajdowały się w mieszkaniu. Gdy przeszedł do nas miał przy sobie mnóstwo recept z przypisanymi specjalistycznymi preparatami na serce i nerwicę. Pomodliliśmy się o niego i za kilkaset złotych wykupiliśmy mu leki. Nie chciał się na to zgodzić. Czuł się zakłopotany. Dla nas było przywilejem, że możemy ratować ludzkie życie. Potem zniknął na długo. Wczoraj znowu się pojawił. Był całkowicie zdrowy i szczęśliwy. – Nie przyszedłem na zupę. Nie potrzebuję pomocy. Przyszedłem podziękować i poinformować, że odzyskałem pracę i mieszkanie. Wszystko jest w porządku. Dziękuję. – usłyszeliśmy najmilsze na świecie słowa.

Nakarmiliśmy 30 osób. Rozdaliśmy ubrania, czapki, skarpety, rękawiczki i wysokiej jakości witaminy. Modliliśmy się indywidualnie o wiele osób. Wiele z nich dziękowało za to, że w tych trudnych dniach nie są sami.

Na koniec podziękowaliśmy Bogu za cudowne spotkanie zachowując bezpieczną odległość 2 m od siebie. Bóg jest dobry!

Maciek