Historia człowieka, który 20 lat temu wypadł ze społecznego obiegu, ale teraz do niego wrócił.
Jakiś czas temu z całą rodziną oglądałem wzruszający film pt.: „Wielki Mike” z Sandrą Bullock w roli głównej. Kobieta z bogatej rodziny, której mąż jest właścicielem sieci restauracji Taco Bell, spotyka czarnego chłopaka, który tuła się po ulicy, bo nie ma domu. Kobieta zabiera go do swojego małego pałacu. Daje mu wszystko, czym dysponuje jej rodzina. Jej nastoletnie dzieci akceptują chłopca pomimo tego, że pochodzą z dwóch różnych światów. Historia kończy się tym, że dzięki tej rodzinie, staje się on jednym z najbardziej rozpoznawanych sportowców w USA. Byliśmy bardzo poruszeni tą historią, ale nie sądziliśmy, że coś podobnego mogłoby się przydarzyć także nam.
Lipiec 2015. Na Starym Mieście w Gdańsku odbywa się Festiwal Muzyki Chrześcijańskiej o nazwie Tydzień Jezusa. Występują naprawdę mocne grupy: polski Kanaan i Pray Session Band, grające muzykę z pogranicza gospel, folku i jazzu. Brent Grosvenor (USA) wystawia swój broadwayowski musical. Występuje Leye Oladipupo (Anglia) – genialny multiinstrumentalista, grający soul, reggae i R&B. Pojawia się polski raper i freestyler Kolah.
W czwartkowy wieczór w ciężkim rockowym brzmieniu gra gdański zespół Przed Nami. Do ich muzyki grupa teatralna Tożsami przedstawia spektakl pt.: „Golgota”, który pokazuje misję i śmierć Chrystusa. Jest ciepły wieczór. W pierwszym rzędzie, na ławce dla widowni, stoją dwie butelki w połowie niedopitego piwa. Ich właściciele, chłopak i dziewczyna, biorą udział w przedstawieniu, gdzie grają ludzi zagubionych.
Po występie podchodzę do dwójki z piwem. Dołącza do nas jeszcze jeden mężczyzna z głębokimi bliznami na nadgarstkach. Mówi, że jest anarchistą. Po chwili podchodzi jeszcze kobieta, która mówi, że jest prostytutką. Stoimy w piątkę i rozmawiamy ze sobą na temat życia i śmierci. Są bardzo poruszeni spektaklem.
Pewien podpity człowiek wyraźnie przeżywa w swoim wnętrzu coś głębokiego, a jego twarz wręcz lśni. Znajduje się w duchowym uniesieniu. Od 20 lat jest alkoholikiem i bezdomnym. Modlimy się za nim. Obiecuje, że przestanie pić. Jego deklaracja nas cieszy, ale czy to zrobi? Póki co wylewa dwie butelki taniego wina, które ma przy sobie. – Jestem słaby, ale odtąd Pan będzie moją siłą – mówi.
Następnego dnia ku naszemu zaskoczeniu i radości Andrzej jest trzeźwy. Kolejnego dnia przychodzi ponownie i w dalszym ciągu jest trzeźwy. Bierze udział w pokojowej manifestacji ludzi wdzięcznych Bogu o nazwie Marsz dla Jezusa, gdzie wraz z dziewczyną, która dwa dni wcześniej piła piwo, niosą teraz razem transparent z napisem: Jezus Chrystus jest Panem! Wieczór przynosi jednak kryzys. Andrzejowi zaczynają trząść się ręce. Nie uśmiecha się. Jest blady i smutny. Mówi, że jest mu ciężko, ale nie chce pić. Wiozę go do szpitala na odtrucie. Na szczęście przyjmują go.
Wyjeżdżam na SLOT Art Festiwal, gdzie prowadzę warsztaty. Jestem bardzo zajęty. Zapominam, że czas szybko biegnie. Dzień po powrocie dostaję telefon z informacją, że Andrzej wychodzi ze szpitala. Nie jest to dobra wiadomość, bo nie zdążyłem załatwić dla niego ośrodka. Nie wiem co zrobić? Pozwolić mu wrócić na śmietnik, do starego środowiska? Wszystkie dni starań poszłyby na marne. Zapada trudna decyzja. Z żoną zabieramy go do siebie do domu, gdzie dostaje wygodne łóżko, pachnącą pościel, dużą kolację i ręcznik. Śpi jak niemowlę.
Następnego dnia Andrzej jest niezwykle szczęśliwy. Patrzy przez okno mojego domu i mówi, że jeszcze nigdy nie widział tak zapuszczonego ogrodu. Oznajmia, że jest ogrodnikiem i chętnie wkroczy w jego gąszcz, aby go uporządkować. Pozwalam mu na to. Jestem zaskoczony tempem zmian jakie zachodzą w Andrzeju. Jest zniszczony, ale jest bardzo dobrym pracownikiem. Zabieram go do sklepu. Kupuję mu nowe buty, spodnie i inne rzeczy. Ogolony, w nowych ubraniach wygląda jak normalny zdrowy obywatel. Swoją drogą za dwa tygodnie otrzyma nowy dowód osobisty. Chcemy odwiedzić także kilka instytucji, aby sprawdzić co jeszcze da się dla niego zrobić.
Andrzej nie miał dzieciństwa. Wielu podstawowych umiejętności nikt go nigdy nie nauczył. Zdobywa je dopiero teraz, w wieku blisko 50 lat, ale robi to chętnie i z radością. Docenia każdą chwilę spędzoną w naszym domu. Zaczyna wierzyć, że wiele może jeszcze w życiu osiągnąć. Próbuję załatwić mu ośrodek, gdzie będzie mógł przejść terapię. Musi nauczyć się odpowiedzialności za własne życie, zarządzania pieniędzmi, właściwego reakcji, kiedy widzi wszechobecne nazwy Żywiec albo Tyskie. Na razie nie radzi sobie. Wpada w panikę. Nie chce mieć przy sobie pieniędzy. Boi się ponownego upadku. Andrzej nigdy nie miał rodziny. Po festiwalu na Starym Mieście zyskał ją. Wiele osób dzwoni i pyta co u niego słychać. Moje córki są zadowolone z jego obecności. Przyniósł do naszego domu wiele radości.
Andrzej ma duszę żołnierza i wygląda na to, że na dobre wszedł w szeregi duchowej armii. Rano dzwoni mój przyjaciel, Franek. Każe pozdrowić Andrzeja od podporucznika Wiśniewskiego. Ten prostuje się, salutuje i zupełnie poważnie mówi : Panie podporuczniku, starszy kapral Kilarski melduje się!
Maciej Strzyżewski
Autor na co dzień działa w Fundacji Wszystko Jest Możliwe, której jednym z projektów jest Kościół Uliczny w Gdańsku. Jest to ponad wyznaniowa inicjatywa społeczna, w ramach której wolontariusze pomagają biednym i bezdomnym w powrocie do społeczeństwa, poprzez pomoc materialną i duchową. Więcej na ten temat na stronie: www.kosciolulicznygdansk.org
Chwała Bogu 🙂 niech Pan blogoslawi panu Andrzejowi !!!