– Zabierzmy ich nad jezioro! Wynajmiemy autobus. Kupimy kiełbaski, ziemniaki i ciasta. To będzie wydarzenie ich życia! – Robert się nakręca, a ja kupuję ten pomysł. – To będzie sporo kosztowało, ale znając naszego Boga, to nie musimy martwić się o pieniądze – myślę o szczegółach.
Następnego dnia Robert dzwoni i mówi, że ma już tysiąc złotych na wynajęcie autobusu. Dała je jakaś kobieta, której spodobał się pomysł. Pewien mężczyzna, któremu opowiadam o planach wyjazdowych daje drugie tysiąc na produkty. Ludzie są niesamowici! Mogliby za te pieniądze kupić coś dla siebie, gdzieś pojechać, dać dzieciom. Czują jednak, że trzeba się dzielić z tymi, którzy mają mniej niż oni, którym jest ciężej. Tych dających jest zaskakująco wielu.
Jeżdżę po okolicy i szukam właściwego miejsca. Jezior jest wiele, ale dostęp do nich nieciekawy. W Sianowie koło Kartuz znajduję ładną łąkę, na której znajduje się gotowe miejsce na ognisko, boisko do gry w nogę i do kosza. Miejsce idealne. Idę do sołtysa i mówię, że chcemy przyjechać z ekipą z Gdańska. Jest zadowolony i mówi, że przygotuje patyki na kiełbaski. Prowadzi mnie do pana Władka. Ten załatwi drewno na ognisko. Kolejna ważna sprawa załatwiona.
Wypożyczamy ławki z zaprzyjaźnionego Kościoła. Kupujemy piłki do gry i naczynia jednorazowe, kiełbaski, miech bulew jak mówią Kaszubi i jesteśmy gotowi.
Nadchodzi dzień. Do Sianowa przyjeżdża autokar, elegancki nowy Mercedes. Wysypują się z niego nasi podopieczni po życiowych przejściach. Cieszą się jak dzieci. Z Poznania przyjeżdża Karol, który udziela się w tamtejszym Kościele Ulicznym, aby pomóc.
Rozstawiamy obozowisko. Zaczynamy modlitwą i historiami o Bożej dobroci i mądrości. Opowiadamy o życiu ludzi przemienionym przez Boga. Budujemy wiarę i karmimy nadzieję na lepszą przyszłość dla tych, którym się ono zawaliło.
Kilka osób nie przyjechało. Cały tydzień czekali na piknik i bardzo się cieszyli, ale w dniu przyjazdu upili się. Tak się dzieje z wieloma z nich. Chcą normalnego życia, ale nie mają kręgosłupa, aby cokolwiek sensownego wybudować. Podążają za prymitywnymi pożądliwościami, a te rujnują im życie. Podczas pikniku wszyscy są trzeźwi i ogarnięci. Dla niektórych z nich to wielki wysiłek i poświęcenie. Modlimy się, aby Bóg ich wzmacniał, prowadził, wyznaczał nowe drogi i dawał siłę do ich pokonania. Widzimy, że robią postępy. Słyszą kolejne świadectwa, kolejne biblijne nauczanie, zwierzają się ze swoich rozterek, ktoś się za nimi modli. Czujemy, że w duchowej rzeczywistości zachodzą zmiany. Ewangelia rodzi owoc.
Od sołtysa odbieram nie tyle patyki, co fachowe, metalowe ruszta. Dnia poprzedniego pospawał je specjalnie dla nas. Wszystko co mamy jest najwyższej jakości: kiełbaski drobiowe, delicje, pierniczki, drogie ciasta. Dwa dni wcześniej przywieźli je nam z hurtowni za free, specjalnie na ten piknik.
Fajnie jest przy ognisku nad wodą. Wszyscy pieką kiełbaski i się śmieją. Chłopaki grają w piłkę nożną. Pierwszy raz od lat. Inni ze sobą rozmawiają, modlą się, przytulają. Jest to dobry czas w Bożym Królestwie. Już teraz wiemy, że nie jest to nasz ostatni wyjazd.
Maciej Strzyżewski