Robi się zimno. Nasi podopieczni nabierają poważnego stosunku do życia. Powoli rozpoczyna się kolejna walka o przetrwanie. Zupa, którą wydajemy nie tylko zapełnia żołądek, ale przede wszystkim rozgrzewa. Miło jest patrzeć na ludzi, którym pomagamy. Jedzą a potem przychodzą porozmawiać. Czują, że to, co mówią ma dla nas znaczenie. Ma.
Wzruszają mnie ludzie, którzy przynoszą kanapki. W ostatnich tygodniach mamy ich bardzo dużo. Wiele z nich robią Ukraińcy, ludzie, którzy są emigrantami, którym w życiu nie jest lekko, a jednak biorą z tego co mają, aby podzielić się z tymi, którzy mają jeszcze mniej.
Kobieta, która się najadła zwraca się do mnie jako do księdza. Chce całować mnie po rękach. Nie pozwalam jej na to. Mówię, że mam na imię: Maciek, a jestem tutaj, bo sam w życiu wiele otrzymałem.
Pewien chłopak przygląda się nam.
– Czy wiesz co się tutaj dzieje? – pytamy.
– Nie za bardzo – odpowiadaj.
– Ludzie doświadczają Bożej obecności i ich życie się zmienia – tłumaczymy.
– Nie ufam Kościołowi! – odpowiada stanowczo.
– Nie mówimy Ci o Kościele. Opowiadamy Ci o Bogu, który jest pełnią miłości, czystości, sprawiedliwości i piękna.
Chłopak zaczyna rozumieć. Po godzinie rozmowy mówi, że pragnie tego Boga, którego my znamy. Skończył dwa trudne kierunki studiów i zaczął ćpać. Przyznaje się, że się w życiu zagubił i nie potrafi się wyplątać. Modlimy się o niego.
Bartek i Wiola byli kiedyś bezdomnymi. Są młodzi. Od kilku miesięcy nie piją. Bartek dużo pracuje. Mają pieniądze na wynajem mieszkania. Noszą obrączki. Chcą się pobrać i mieć dziecko. Są tym faktem podekscytowani i rozumieją jego doniosłość. To, co mówią jest miodem na naszą duszę. Kiedyś byli menelami. Teraz się normalnymi obywatelami. Bóg ma ich w swojej opiece.
Maciek