Spotkanie rozpoczyna się niemrawo. Jest dosyć pusto. Na razie jest tylko 10 bezdomnych osób i 3 wolontariuszy. Pada deszcz. Moknie nam sprzęt. Jest szaro i zimno. Są to takie chwile kiedy człowiek się zastanawia czy rzeczywiście robi właściwe rzeczy. To chwile, gdy na nowo podejmuje się wyzwanie do robienia tego, do czego kiedyś przekonał ciebie Bóg.
Rozkładamy stoły, rozlewamy herbatę, wieszamy baner, rozstawiamy mikrofon i kolumny. Tworzymy przestrzeń dla Boga, by mógł działać i dotykać ludzi. W ferworze przygotowań, z kapturem na głowie i przymrużonymi od deszczu oczyma zauważam, że zebrało się 50 osób. Stoją i czekają na zupę i na Słowo. Mówimy o Bożej miłości „pomimo wszystko i wbrew wszystkiemu”, o drugiej szansie oraz o dziesiątej możliwości. Ludzie bezdomni słuchają. Pomimo deszczu cierpliwie schylają głowy do modlitwy. Piotr po raz pierwszy gra dzisiaj na gitarze. Wierzy, że jego chrześcijaństwo musi być realizowane praktycznie, bez względu na porę roku i pogodę. Dzięki jego determinacji raźniej się przemawia, łatwiej mówi o Bogu, weselej rozlewa zupę.
Modlimy się chorych i znowu kupujemy leki. Pocieszamy i kierujemy do miejsc, gdzie można znaleźć dalszą pomoc. Siejemy, podlewamy, czekamy na żniwa. Szlifujemy wytrwałość, choć ziębną nam ręce. Na końcu modlimy się w kole, z uczestnikami, przechodniami i wolontariuszami. To spotkanie przypomina nam kim jesteśmy, kim jest nasz Ojciec i jaki sens ma nasze życie.
Agata Strzyżewska