W nocy mam koszmarny sen. Śni mi się kamienny zamek, w którym panuje ciężka, duchowa atmosfera. W potężnych pustych i surowych pomieszczeniach znajduje się tylko jedna osoba – dostojna kobieta o spokojnym głosie i demonicznym spojrzeniu. Podczas rozmowy z nią wyczuwam, że próbuje na mną duchowo zawładnąć. Duch, który jest we mnie wyczuwa to i przeciwstawia się jej. Blokuje jej oddziaływanie. W pewnej chwili kobieta z krzykiem wyskakuje przez zamknięte okno rozbijając je. Opuszczam zamek nietknięty.
Dzisiejsze spotkanie jest bardzo trudne. Unosi się ciężka duchowa atmosfera. Wielu uczestników jest agresywnych. Przerywają nasze przemówienia krzykami i przekleństwami. Trudno jest nad tym zapanować. Stajemy w kręgu i zaczynamy uwielbiać Boga. Wtedy wokół nas zaczyna krążyć zgarbiona starsza kobieta z wielkim kapturem na głowie. My się modlimy, a ona krąży. Nie wiadomo co robi, ale czuję, że ma to jakiś związek ze snem. Modlimy się dalej. Chrystus zwycięża. Atmosfera się oczyszcza.
Karmimy głodnych i odziewamy zmarzniętych. Przemawiamy przez mikrofon. Jedną z osób, które się zatrzymują jest Jacek. Stoi, płacze i mówi, że potrzebuje tego, o którym mówimy – Chrystusa. Modlimy się o niego.
Ania, która kilka dni wcześniej z więzienia, płacze i modli się razem z nami.
Młode małżeństwo z Łotwy modliło się, aby spotkać w Gdańsku jakiś chrześcijan. Przez przypadek trafiają na spotkanie Kościoła Ulicznego. Są szczęśliwi. Pomagają nam.
Uwielbiamy tego, który „przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła, aby uwolnić tych wszystkich, którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli” (Hbr 2,14.15).
Maciek